Nie ma co się pastwić nad powodzianami. Przeżyli tragedię, woda zabrała im dorobek całego życia.
Przerażający jest za to poziom nieprzygotowania lokalnych władz i sztabów kryzysowych. Przerażający jest brak łączności awaryjnej. Brak jakichkolwiek procedur. Brak jakichkolwiek magazynów ze zgromadzonym sprzętem pierwszej potrzeby. Brak umiejętności podjęcia jakiejkolwiek decyzji przez powołane do tego instytucje.
Kolejny raz okazało się, że w sytuacji kryzysowej nie ma co liczyć na szybkie wsparcie ze strony organów państwowych. Owszem, błyskawicznie uruchomiły się organizacje pomocowe typu Caritas, ekspresowo zadziałała pomoc rodzinna i 'pospolite ruszenie’ mieszkańców sąsiednich regionów. I bardzo dobrze to o nas świadczy, że w sytuacji kryzysowej potrafimy sobie pomagać. Ale to powinien być dodatek do sprawnego, efektywnego łańcucha wsparcia kryzysowego, od poziomu gminy, przez powiat, województwo, na skalę państwa.
Koszt pakietu 'pierwszej pomocy kryzysowej’ dla rodziny, czyli śpiworów, kempingowej kuchenki gazowej, podstawowych środków higieny, zapasu wody i jedzenia na 3-5 dni nie przekracza tysiąca złotych. Czy pięciotysięcznej gminy, o budżecie rocznym około 50mln, nie stać na zakup jednorazowo 200 takich pakietów? Czy powiat dysponujący kilkukrotnie większym budżetem, nie może zakupić kolejnych 500? Oczywiście że może – i że powinien. A dlaczego tego nie robi? A o to należy zapytać przed kolejnymi wyborami kandydatów na burmistrzów.
A skoro nie można liczyć na system państwowy, należy liczyć na siebie. Samemu kupić taką kuchenkę, śpiwór, mieć zawsze w domu dwie zgrzewki wody, karton z makaronem i sosem do makaronu, kilkanaście konserw czy słoik miodu. Zawinięte w reklamówkę cztery ręczniki i kostkę mydła. I w razie konieczności ewakuacji możemy to w ciągu trzech minut wrzucić do bagażnika własnego samochodu (lub na ciężarówkę ewakuacyjną).
Sami bądźmy gotowi na niesprzyjające okoliczności – nie dajmy się zaskoczyć katastrofie, to my ją zaskoczmy naszą gotowością.
Dodaj komentarz